Małgorzata Braunek – ambasador VIII kampanii „Hospicjum to też Życie”, przeprowadzanej pod hasłem „Podaruj swój czas”. Znakomita aktorka teatralna i filmowa, hospicyjna wolontariuszka, buddystka, zwierzchnik Związku Buddyjskiego „Kanzeon”.
Nie przetrwamy bez empatii
Została Pani ambasadorką VIII kampanii Fundacji Hospicyjnej „Hospicjum to też życie”, w tym roku prowadzonej pod hasłem „Podaruj swój czas”. Czas jest dzisiaj towarem deficytowym. Ma go Pani za dużo?
Czas jest względny i możemy doświadczać tego paradoksu, że im więcej robimy, tym więcej tego czasu mamy. Natomiast im mniej działamy, tym szybciej nam on ucieka. To w ogóle nie jest ważne, czy jesteśmy wolni, czy zajęci, tylko czy my chcemy być przydatni, czy też nie.
Niedawno usłyszałam takie zdanie. Jedna pani powiedziała do drugiej: „Wiesz, mam dziś tyle roboty, że jak wrócę do domu, to już tylko położę się na sofie”. Pani jest osobą niezwykle aktywną, znowu grającą w filmach, działającą na rzecz praw człowieka, przewodniczy Pani związkowi buddyjskiemu, a teraz jeszcze zaczyna pracować na rzecz kampanii. Nie chciałaby Pani po powrocie do domu po prostu położyć się na sofie?
Oczywiście, czasami czuję, że nie nadążam i chętnie bym się na niej położyła. Ale czas potrafi się rozciągnąć i okazuje się, że wciąż jest go wystarczająco, by coś jeszcze zrobić.
Kiedy w Pani życiu pojawił się wolontariat?
Z tego typu działalnością jestem związana już od bardzo dawna i łączy się ona z moją praktyką buddyjską, która wskazuje na to, by stawać się człowiekiem empatycznym i nie oddzielać się od cierpienia. Doświadczenia osobiste siłą rzeczy ukierunkowały mnie na myślenie o hospicjum. Ponadto przed laty, podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych, byłam pod wielkim wrażeniem pewnego hospicjum, opartego wyłącznie na wolontariacie, traktującego pacjenta podmiotowo, który mógł współtworzyć i współdecydować o jakości swego pobytu. Byłam przekonana, że istnieje konieczność otwarcia podobnej placówki w Polsce.
Kampania skierowana jest do ludzi dojrzałych, często otoczonych rodziną i kręgiem przyjaciół. To normalne, że czujemy się zobowiązani do opieki nad naszymi bliskimi. Jaki jest jednak sens zawierać nowe znajomości z tymi, którzy zaraz odejdą?
Każdy, kto dożył 50 lat i je przekroczył, zaczyna odczuwać, w którą stronę zmierza. Widzi też wyraźnie, że wszystko, co się urodziło, musi umrzeć. Człowiek robi się na to bardziej wrażliwy. Młodość jest zwrócona bardziej ku życiu i nie zaprząta sobie głowy takimi sprawami, jak choroba, samotność czy śmierć. To jest zupełnie naturalne, że pomagamy innym, przecież robimy to też dla siebie.
Wolontariat często bywa trudnym wyzwaniem. Towarzyszenie w dniach bolesnych nie jest łatwe. Przychodzą wątpliwości, Pani też je ma?
Oczywiście, one są, i to jest zupełnie normalne. Cierpienie, ból, wszelkiego rodzaju rozterki i tak są w naszym życiu obecne. Jeśli się na nie otworzymy, przyjmiemy, będzie nam łatwiej przez nie przechodzić i z większą łatwością, a nie z lękiem, będziemy mogli wspomagać innych.
Jeszcze jedno pytanie. Jakie przesłanie chciałaby Pani przekazać osobom, do których zwracamy się w tej kampanii z propozycją, by podarowały innym swój czas?
Wszystko, co robimy dla innych, robimy dla siebie. Jako ludzie nie przetrwamy bez empatii, bez otwartego, współczującego serca.
Rozmawiała Magda Małkowska