Jerzy Stuhr – ambasador IX kampanii „Hospicjum to też Życie”, przebiegającej pod hasłem: „Zdrowa rozmowa pomaga leczyć. Mów - Słuchaj - Zaufaj”. Wybitny aktor teatralny i filmowy, reżyser. Laureat wielu prestiżowych nagród zarówno za role sceniczne, jak i filmowe. Wykładowca krakowskiej PWST oraz Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Od 1998 roku członek Europejskiej Akademii Filmowej.
O komunikacji krótko i szczerze
Rozmowa z Jerzym Stuhrem, aktorem, reżyserem i pedagogiem, ambasadorem IX edycji kampanii Hospicjum to też Życie Fundacji Hospicyjnej.
W tegorocznej kampanii Fundacji Hospicyjnej liczymy się ze słowami. Mówimy: „Zdrowa rozmowa pomaga leczyć” i dodajemy: „Mów — Słuchaj – Zaufaj”. Co według Pana czyni rozmowę zdrową? Oczywiście wyłączając na razie kontekst medyczny.
Myśli Pani, że jestem ekspertem? Ale wydaje mi się, że najważniejszą sprawą w rozmowie jest szczerość. I to zarówno ze strony osoby, która mówi, jak i tej, która słucha. Jeśli ja wiem, że ktoś rozmawia ze mną szczerze, nie podejrzewam żadnej polityki czy wykrętu, to mu ufam i odpowiadam szczerością. Szczere rozmowy są z przyjaciółmi. Wiesz, że zawsze będą z Tobą. Chociaż czasami powiedzą Ci rzeczy okrutne.
Przynajmniej powiedzą szczerze. A który z elementów udanej komunikacji wyróżniłby Pan szczególnie?
Zdecydowanie kontakt wzrokowy. Jeżeli ja kogoś nie widzę i nie odbieram tego, co on mi komunikuje oprócz słów, to wtedy rozmowa jest słaba.
Czy często zdarza się Panu dostrajać się do rozmówcy — jego wizji świata, sposobu mówienia, wreszcie jego emocji?
Podświadomie robię to bez przerwy.
Naprawdę? Ale w ten sposób bardzo zużywamy naszą energię?
Często przejmuję energię od partnera. Ja w ogóle tak pracuję. Czekam na partnera, na jego wzrok, szczerość, wejście w temat i na energię, którą on wytwarza, a potem odpowiadam taką samą.
Mówi Pan teraz o sytuacji scenicznej…
Nie tylko. Również w codziennym życiu z jednym rozmawia mi się twórczo, a z kimś innym nie mogę nawiązać kontaktu. Albo ktoś nadaje na moich falach, albo nie i wtedy się męczę, czasami nawet rezygnuję.
Wróćmy jeszcze na chwilę do roli komunikacji w zawodzie aktora.
Jej rola jest fundamentalna. Pracuje mi się dobrze z partnerami, którzy chcą się ze mną skomunikować, którzy mają ochotę się przede mną otworzyć, ukazać mi swój świat. Decydują się na to jedynie prawdziwi aktorzy.
Tegoroczna kampania Fundacji Hospicyjnej dotyczy komunikacji w służbie zdrowia. Jakie ma Pan oczekiwania wobec lekarzy w ich kontaktach z pacjentami?
Oczekiwałbym szczerej diagnozy i deklaracji, że podejmiemy wspólnie walkę. Chciałbym usłyszeć: „Jest ciężko, ale będziemy razem walczyć”. Żadnych: „To jest na granicy wyleczalności”.
Lekarz ma być partnerem?
Powiedziałbym raczej, że sojusznikiem. W każdym razie nie tym, który osądza i z góry przesądza wynik, a potem zostawia.
W rozmowie ktoś mówi, a ktoś słucha, by zaraz mówić. Jakie jest z kolei, według Pana, ABC zdrowej rozmowy pacjenta z lekarzem?
Pacjenci najpierw powinni słuchać i to z pokorą, bez protestów. A potem szukać pozytywnego wyjścia z sytuacji. Mam jednak świadomość, że każdy indywidualnie przeżywa swoją chorobę i trudno mi tutaj innym narzucać własną wizję.
W kampanii chcemy rozmawiać o komunikacji służby zdrowia z pacjentem, ale także z jego rodziną, która często włączona jest w terapię.
To jest ciężki temat. Kiedy chorowała moja córka, lekarze mówili: „Córce nie powiemy, żonę oszczędzimy, Pan dowie się wszystkiego”. I musiałem, chcąc nie chcąc, przyjmować te najgorsze piguły. Najbliżsi muszą chorować razem z pacjentem.
Tak sobie myślę, że w ostatniej swojej książce zawarł Pan sporo osobistych szczegółów na ten temat. Nie będę o nie pytać.
Najbliżsi muszą mieć bardzo aktywny stosunek do terapii chorej osoby z ich rodziny. Na nich często spoczywa ciężar pamiętania o szczegółach, na przykład o godzinach podawania lekarstw.
Dr Andrzej Szczeklik powiedział kiedyś w wywiadzie, że medycyna jest sztuką rozmowy. Czy można tę sztukę w sobie udoskonalić, jeśli jest się w niej kiepskim?
Oczywiście, bardzo ważna jest dobra dykcja, mówienie pełnymi zdaniami…
To są uwagi natury technicznej, chociaż bardzo istotne.
Bo też najważniejsze jest, by wierzyć w to, co się mówi. A ta wiara daje energię, którą słuchający odbiera i przyjmuje.
Znowu wracamy do szczerości jako esencji komunikacji.
Kiedy opowiadałem dzieciom bajki, to sam w nie wierzyłem. Jak nie ma wiary w człowieku, który komunikat nadaje, nie ma też wiary w tym, który go odbiera.
I to może być pointa naszej rozmowy. Bardzo za nią dziękuję.
Rozmawiała Magda Małkowska