Tytuł tej opowieści wymyślił jej bohater, Marcin. Zanim jednak wyraził w ten sposób swoje największe marzenie, powiedział mi, że bardzo dobrze wie, w jakim celu ze mną rozmawia: aby pomóc dzieciom, które straciły kogoś bliskiego.
Podczas rozmowy telefonicznej Marcin jednym tchem opowiada o emocjonującym meczu Brazylia–Urugwaj, o wspaniałych planach wakacyjnych i ukochanym terierze imieniem Sparki, z którym już niedługo będzie hasał po nadmorskiej plaży.
Przypomina małych bohaterów książek Małgorzaty Musierowicz: elokwentnych, wrażliwych, z otwartością wprowadzających nas w świat swoich pasji i przeżyć. Dzięki wspaniałym Rodzicom chłopczyk wierzy, że wszystko jest możliwe, choćby nawet gra w ulubionej drużynie piłkarskiej Real Madryt. Wiem jednak, że pod opowieścią dziecka, dla którego życie jest obietnicą czegoś dobrego i pięknego, kryje się tęsknota, o której nie rozmawiamy.
– Marcin jest bardzo inteligentny, reaguje na pewne rzeczy niezwykle emocjonalnie – opisuje młodszego synka mama Danusia. Starszy Jacek po wakacjach zostanie licealistą. Jest w wieku, w którym większość swoich coraz doroślejszych przemyśleń woli pozostawić dla siebie i dla najbliższych osób, nie lubi też za bardzo opowiadać osobie. Dlatego poznaję go jedynie z opowieści mamy, a raczej z samych komplementów na jego temat.
Tata chłopców, Janusz, odszedł trzy lata temu pod opieką Hospicjum w Chorzowie. Rodzina z trudem podnosi się po stracie, której tak naprawdę nie da się opisać ani słowami, ani też milczeniem. Nasza rozmowa z mamą chłopców jest rozpięta pomiędzy bólem i nadzieją. Mam nieodparte wrażenie, że jednak najwięcej w niej nadziei. Jest to rozmowa o radzeniu sobie, o niepoddawaniu się.
Samotne wychowanie dwóch chłopców to przecież ogromne wyzwanie. Pani Danuta, która z wykształcenia jest pedagogiem, a większą część swojego życia zawodowego przepracowała w szkole, bardzo dobrze wie i rozumie, jak trudno sobie radzić z nauką i z życiem w ogóle, kiedy ma się kilka lub kilkanaście lat, a za sobą traumatyczne doświadczenie utraty najbliższej osoby.
W czasie, kiedy Tata odchodził, Marcin rozpoczynał naukę w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Miał bardzo trudny start w szkolną rzeczywistość, ale poradził sobie w pięknym stylu. Teraz jest już prawie czwartoklasistą (po wakacjach!) i z zapałem przygotowuje się do kariery słynnego piłkarza, na miarę Cristiano Ronaldo. – W piłkę nożną gram od trzech lat i jestem już na poziomie kolegi, który gra dłużej i chodzi na dodatkowe treningi – opowiada z nieukrywaną dumą chłopiec. Marzenia dodają mu skrzydeł i zachęcają do działania, co jest najwspanialsze, bez względu na to, jak dalej potoczy się kariera piłkarza. Bo przecież przyjdą kolejne fascynacje i całkiem nowe zainteresowania.
Myśląc o przyszłości synów, mama musiała zrezygnować z ukochanej, ale słabo płatnej pracy w szkole. – Państwo odmówiło mi renty po Mężu. Przez pierwsze dwa lata bardzo pomogło wsparcie finansowe, które chłopcy, jako podopieczni Funduszu Dzieci Osieroconych, otrzymywali z hospicjum – wspomina pani Danusia. Teraz, jako konsultant metodyczny w jednym z wydawnictw, może zapewnić chłopcom poczucie bezpieczeństwa. Jest też dodatkowy, miły aspekt nowej pracy. – W tym roku z okazji Dnia Dziecka mogłam zasponsorować książki dla dzieci będących pod opieką hospicjum. Sprawiło mi to ogromną radość – mówi dzielna mama Jacka i Marcina.
Teraz rodzina przygotowuje się do wyjazdu na wakacje, nad morze. Ten wspólny czas, zatrzymujący karuzelę codziennych spraw, jest dla pani Danusi i chłopców na wagę złota. Bo to właśnie ich wzajemna bliskość daje siłę i jest źródłem nieustającej nadziei.