Jest taki dzień, tradycyjnie w połowie grudnia, gdy Jessica, Hubert, Amelka, Maciek, Maja, Damian i inni podopieczni Domowego Hospicjum dla Dzieci im. ks. E. Dutkiewicza SAC przybywają ze swoimi bliskimi do Hospicjum, by razem zasiąść do wigilijnego stołu. Dla każdej rodziny to jeden z najważniejszych momentów w roku, a hospicyjna wspólnota w kategorii „rodziny” się mieści.
W tym roku na wspólne biesiadowanie organizatorzy – pracownicy Domowego Hospicjum dla Dzieci oraz Fundacji Hospicyjnej – zaprosili 12 grudnia, od godz. 16.00. Część artystyczną zapewnił chór parafialny Katolickiego Stowarzyszenia Śpiewaczo-Muzycznego im. ks. prof. Józefa Orszulika pod batutą Magdaleny Nanowskiej, a specjały na stołach sami uczestnicy. Pomogły im dwie firmy: Hotel Mercure Gdańsk Stare Miasto przygotował rewelacyjne pieczone jabłka, a restauracja Malinowy Ogród przy Domu Muzyka zaserwowała tradycyjny barszcz z krokietami.
Było smacznie, ciepło, serdecznie, jak to podczas spotkań życzliwych sobie osób. Ks. Jędrzej Orłowski, dyrektor Hospicjum, podziękował rodzinom pacjentów za zaufanie, którym obdarzyli jego placówkę, a Jolanta Leśniewska, dyrektor wykonawczy Fundacji Hospicyjnej, do swoich życzeń dołączyła apel-propozycję, by rodzice za pośrednictwem Fundacji zakładali subkonta na zbiórki prowadzone na rzecz ich dzieci.
Podczas wigilii nie mogło zabraknąć prezentów. Najpierw dzieci obdarowane zostały piernikami upieczonymi przez wolontariuszki P. Grażynę Botwicz i P. Kasię Kleinschmidt, pracowniczki Fundacji przekazały rodzinom najnowszy numer kwartalnika „Hospicjum to też Życie” oraz świąteczną kartkę z życzeniami, aż wreszcie przyszedł Mikołaj – w inne dni żołnierz z 49. Bazy Lotniczej w Pruszczu Gdańskim, który z zachowaniem należytej ceremonii wręczał podopiecznym Hospicjum kompletowane skrzętnie od tygodni torby z prezentami. Oprócz zabawek, słodyczy i ubrań były w nich kosmetyki, tzw. chemia gospodarcza, pampersy i inne artykuły już spersonalizowane. Dodatkowo firma Ziaja przekazała dla chorych dzieci zestawy kosmetyków.
Emocji było co niemiara, śmiechu, pisków jeszcze więcej. A między szczęśliwymi dziećmi krążył fotograf i robił zdjęcia.